Wiosna, słońce, ciepło, panie się rozbierają, panowie oczy odwracają, ptaszki śpiewają, pączki się rozwijają i na dodatek masz wolny dzień, więc co robisz?
OCZYWIŚCIE IDZIESZ NA SPACER... do centrum handlowego.
Nie ma to jak łazić po sklepach, przeciskać się pomiędzy ludźmi, wieszakami i wózkami z matkami, następnie stać w kolejce do przymierzalni, aby finalnie wylądować przy kasie ze swoją ex-gotówką i toną niepotrzebnych ścierek na sezon wiosna/lato 2014. Jakby w twojej szafie nie roiło się od letnich łaszków...
Gdy wychodzisz z tętniącego życiem molocha w głośnym centrum miasta, robi się ciemno, zimno i zaczyna kropić ciepły letni deszcz rodem z reklamy kremu Nivea.
Co się stało? - zastanawiasz się - Przecież weszłam tu raptem 8 godzin temu...
To, że spędzasz cały boży dzień w sklepie to jedna sprawa, a ja skupię się na tym co się dzieje w tychże sklepach.
Wchodzisz do drogerii/butiku/sklepiku i nie dość, że na każdym kroku śledzi Cię szklane oko, bądź odbijasz się w jakimś lustrze, to jeszcze gania za Tobą ochroniarz lub pracownik sklepu i patrzy Ci na ręce. Szkoda, że nie wchodzi jeszcze z Tobą do przymierzalni.
Już nie ma czegoś takiego, że "KLIENT NASZ PAN" tylko, "KAŻDY KLIENT JEST POTENCJALNYM ZŁODZIEJEM/BANDYTĄ/KIESZONKOWCEM/GWAŁCICIELEM". To, że wchodząc do sklepu czujesz się inwigilowany to jedno, ale na każdym kroku podchodzi do Ciebie jakaś Pani i pyta się:
- jak mi pomóc
- w czym mi może pomóć
- co mi może polecić
- czego szukam
- czy aby napewno tego szukam
- czy może mi służyć itd.
Chryste! Od razu mam ochotę uciekać z takiego miejsca! Na serio wyglądam tak jakbym nie potrafiła sobie sama czegoś kupić? Wiem, że tak nakazuje polityka sklepu, ale ludzie LITOŚCI! A oto przykład:
Ostatnio weszłam na chwilę do pewnej drogerii. Pusto, więcej pracowników niż klientów, na wejściu wita mnie ochroniarz:
- Dzień dobry! (mimo, że był wieczór) Zapraszamy do "Drogerii X"(no chyba wiem, gdzie wchodzę)
- Dzień dobry - odpowiadam.
Ogarniam w głowie listę zakupów: mydło, pasta, szampon, odżywka, waciki i parę innych drobiazgów.
Alejka nr.1 (alejek jest 7)
- Dzień dobry! Witamy w "Drogerii X". W czym mogę pani pomóc?
- Dzień dobry. Dziękuję, poradzę sobie.
- Ale może jednak?
- Nie, dziękuję.
- Na pewno?
- Tak na pewno. Dam sobie radę. Wiem jak wygląda pasta do zębów.
- To może jednak Pani pomogę.
Szybko rzuciłam okiem po sklepie. 7 alejek = 7 pań = 7 takich rozmów = 7 trupów + ochroniarz. Nagle poczułam się jak Lara Croft, zaczęłam obliczać jak szybko doskoczę do drugiej pani, a potem do 3. Pomyślałam jednak, że nie warto spędzać dożywocia za kratkami za pastę do zębów, więc postanowiłam zamknąć Pani usta i pospiesznie wyjść z owego sklepu.
- NIE DZIĘKUJĘ. Jak PANI widzi, posiadam ręce, oczy, nogi, mózg oraz parę innych części ciała, które pomogą mi znaleźć, wrzucić do koszyka, a następnie kupić to czego potrzebuję. Więc dla Pani dobra, proszę dać mi się wykazać...
- A ma Pani naszą kartę stałego klienta? (ja pierdole)
Zrezygnowana i wkurwiona(oczywiście) położyłam koszyk na ziemi mówiąc : Może to Pani teraz odłożyć na miejsce. Następnie wyszłam. W wyjściu usłyszałam tylko: Dziękujemy, zapraszamy ponownie...
NO CHYBA WAS POJE*&^%^&*.
Pozdrawiam pracowników Drogerii Hebe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz