poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Króliczek vs. Renifer


Święta, święta i po świętach, jeszcze tylko uniknąć wiaderka wody od jakiegoś półgłówka w dresie i wracamy do normalnego trybu życia. Wszystkie Panie teraz na dietę, a Panowie na spokojnie bez mendzenia, że post, mogą napić się browarka. Potem majóweczka, Boże Ciało, wakacje, parę eventów, Święto Zmarłych i już mamy Boże Narodzenie. No właśnie co jest lepsze? Wesoły, zielony i lekkostrawny króliczek z jajkami, czy może zimny, ciemny, obżarty śledziem i rybą w galarecie renifer z prezentami?
Jeśli mam wybierać, przypominam, że jestem niewierząca, to wolę Wielkanoc.

Nie musisz latać z wywieszonym ozorem po sklepach i w tłumie innych zagubionych ludzi i za ostatnie pieniądze kupować prezenty dla całej ferajny, która potem będzie udawała, że tak bardzo im się to podoba, a nim się odwrócisz Twój prezent już ląduje na allegro.

Po drugie, jest ciepło! Po tym jak się ocielisz możesz wytoczyć się na spacer, rolki czy rower. Podczas Bożego Narodzenia najwyżej możesz potaplać się w śniegu, o ile taki spadnie, bo taki mamy klimat, lub założyć biegówki albo robić z siebie polarnika i przedzierać się przez nieodgarnięte zaspy.

Po trzecie jedzenie, Wigilia to ryby:
-w śmietanie
-w occie
-w oleju
-w galarecie
-w cebuli
-na ostro
-na słono
-na słodko
-w rodzynkach
-w migdałach
-w śliwkach
-po grecku
-po żydowsku
-po zatorsku
-po angielsku
-po niemiecku
 i to wszystko zagryzamy grzybami na wszelkie możliwe sposoby, potem jeszcze jakieś inne pyszne i ciężkostrawne ciasta, kawka, herbatka i kończymy rzygając pod choinką przytulając się do nowej pary skarpet od wujka i cioci.
Wielkanoc to sałatki, warzywka, owoce i oczywiście jajka na miliard sposobów:
- na twardo
- na miękko
- w koszulkach
- malowane
- faszerowane
- w żurku
- w barszczu
- w sałatce
- z majonezem
- po benedyktyńsku
- styropianowe
- świecące
- włochate
No dobra to nie jest blog kulinarny więc kończę temat jedzenia. Podsumowując, jajka wygrywają ze śledziem i kropka.

Po 4, spotykamy się na luzie, bez zadęcia, w słońcu na śniadaniu, a nie przy ciemnym stole oświetlonym świecami gdzie czujesz się jak w odrobinę za drogiej restauracji. Rozmowy skupiają się na czym innym, a ty nie zerkasz co chwilę pod choinkę zastanawiając się czy Ciocia Klocia znowu sprawiła Ci kiczowaty sweterek, a Babcia kolejną pomadkę z Avonu albo zestaw świątecznych kosmetyków z promocji w Hebe.
Nie zapominajmy, że niektórzy lubią jeszcze pofałszować kolędy, więc nie dość, że nie możesz podnieść się z krzesła to jeszcze tracisz słuch, bo starsza Pani obok, wyje w niebogłosy coś o Jezusku w stajence...

Po 5, następnego dnia nie musisz lecieć na kolejną kolację i poszerzać spodni z przejedzenia, tylko możesz polatać z pistoletem na wodę i oblewać każdego bezkarnie, a ten zamiast gonić Cię z chęcią zmasakrowania Twojej facjaty będzie się tylko uśmiechał.

Po 6 na 9, Króliczek Playboya jest ładniejszy od puszystego pana w czerwonym kostiumie z białą brodą!

No to teraz do wiader i jazda! Smacznych jajek wszystkim Paniom i twardych kiełbasek wszystkim Panom!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Maratonów się Nam zachciało...

Słodki, leniwy, wioSENNY poranek. Niedziela palmowa, więc rodzinki z kolorowymi wiechciami zbierają się do kościółków.

NAGLE SYRENY, krzyki, awantury, trąbienie i... brawa.
CO SIĘ DZIEJĘ? 10:30 rano w niedzielę... CO JEST?

Zwlekam się z łóżka, wychodzę na balkon (przypominam, że mieszkam dokładnie przy Łazienkach), a tam blokada, policja i ludzie z palmami, którzy nie mogą dojechać do chłodnych budynków z krzyżami na dachu. Dzieci płaczą, matki próbują je uspokoić, a babiczki niemalże biją mundurowych palemką po łbie.


Pisząc ten post siedzę na balkonie z widokiem na ul. Podchorążych. Moja uliczka łączy owe Podchorążych z Gagarina, które też jest wyłączone z ruchu przez Maraton Warszawski. Tego dowiedziałam się od taksówkarza, który próbował stąd wyjechać i tu cytat:
KURWA, CO ZA CHUJE BLOKUJĄ CAŁE MIASTO ŻEBY SE POBIEGAĆ?! NIECH IDĄ DO LASU!

No dobra, oburzenie oburzeniem, ale skąd te brawa?
Raz na pół godziny przebiega jakiś sapiący, wychudzony murzynek, a 3 starowinki spacerując z palmą w tyłku i swoim rozpieszczonym szczurkiem biją mu brawo. Pojedźcie do Afryki, tam jest to na porządku dziennym...
Żeby nie było, nie mam nic do kolorowych, nigdy nie byłam i nie jestem rasistką, ale żeby blokować pół Warszawy aby paru ludzi mogło sobie, w chwale i glorii, pobiegać, spocić i posapać, to już lekka przesada. Na dodatek na pl. Konstytucji kręcą film bollywodzki, a na Zbawicielu stawiają świeżutką Tęczę.
Ojjj, narodowcy mają dziś używanie!

Mogę używać wielu ordynarnych określeń, epitetów i wyzwisk, ale chyba nie ma aż tak obraźliwych żeby określić głupotę naszych radnych i decyzje szalonej HGW. Warszawa nie jest przystosowana do tego typu imprez, warszawiacy, pseudo-warszawiacy i anty-warszawo warszawiacy nie mają cierpliwości do takich akcji, szczególnie tuż przed świętami. Rozumiem, że chcemy reklamować nasze CITY i stać się stolicą Europy środkowo-wschodniej, ale może nie w taki sposób, albo faktycznie posłuchajmy wyżej cytowanego Pana Taksówkarza i bawmy się w Maratony w lesie, albo na bulwarach Nadwiślańskich, gdzie nie ma 4-kołowców i wściekłych babulinek z tęczowymi wiechciami, które chcą spokojnie dotelepać się do swojego kościółka.
A wszystkim sapiącym gratuluję tego, że po 42km nie wyzionęli ducha i nie wypluli własnych wnętrzności.

Amen palmowy.

sobota, 5 kwietnia 2014

Varsovie SPACERing

Wiosenny weekend w Warszawie.
Ludzie wygramalają się ze swych jaskiń i kroczą w stronę wszelakich przybytków rozkoszy i nie myślę tu o domach uciech cielesnych i salonów masażu z happy endem, tylko o parkach, polach, lasach, promenadach i placu pod wezwaniem świętego #Hipstera.

Na placyku w centrum Varsovie przy krzywych stoliczkach siedzą #WSZYSCY! 
Pielgrzymki faszjonistów wpierdalają rogale, zagryzając je kozim serem i popijając winem z uszczerbionej karafki.
Czad! Nie ma to jak siedzieć z tłumem facetów szczuplejszych, ładniejszych i lepiej ubranych ode mnie. Tak, mam czas to zauważyć podczas oczekiwania na dostawę mąki i mleka od świętej krowy do Charlottki, bo inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć tej godziny czekania na latte i croissanta.
Panowie w damskich szortach i mokasynkach bez skarpet oraz panie w męskich spodniach i wielkich okularach zasłaniających pamiątkowe, kacowe wory pod oczami przeplatają się z małymi szczurkami tzn. pieskami, bachorkami , wózkami, pseudocelebrytami, delite'em, żulami i starymi babami, które zapomniały, że sklep rybny zamienili na fabrykę hipsterskiej bułki.

Z wielką chęcią opuściłam Targowisko Próżności i udałam się w stronę Pól Mokotowskich.

A tam hipsterzy na kółkach małych i dużych, dzieci płaczące i ryczące, nadgorliwe mamusie i wkurzeni tatusie, babcie z kijami, rowery, rolki, koce, grille, klowni, balony, frytki i wata cukrowa. Czekam aż Maryla wyskoczy w stroju Beyonce i zacznie śpiewać o Kolorowych Jarmarkach...
Uciekałam z Pól bardzo szybkim slalomem pomiędzy rolkarzami i 4-kołowymi rowerkami.


Dość! 

Mamusie i Tatusie uczcie dzieci jeździć na bicyklach z dala od jeszcze-pełnosprawnych ludzi. Błagam, bo grozi to śmiercią lub kalectwem(dziecka lub rodziców oczywiście).
Aż Boję się pomyśleć co dzieje się pod Stadionem, w Skaryszaku i Arkadii :).

Przerażona nadmiarem powietrza, ludzi, cycków, szortów, dźwięków, zapachów i wrażeń... Postanowiłam pójść ukoić nadszarpane nerwy do mojej ulubionej drogerii Hebe (patrz: W czym mogę Pani pomóc?). Tam się o mnie zatroszczą, rozpieszczą i nikt nie najedzie na mnie ostrym kołem!

Ciepełka, słoneczka i szerokich ścieżek, mobilki!
życzę Wam ja :)